W poczytnym tygodniku "Strzelec Opolski" http://strzelecopolski.pl/spieprzajcie-nie-tylko-dziady ukazał się felieton Karola Cebuli "Spieprzajcie, nie tylko dziady!" do którego chciałbym się odnieść.
Ni z gruszki ni z pietruszki, nawiazując do wystąpienia kogokolwiek, Pan Redaktor szuka sposobu, aby przyłożyc łatkę prezydentowi RP i skrytykować rządy PiS-u. Szkoda, że nie dokopywał poprzednim prezydentom za rzeczywiste a nie urojone wady - pijakowi, oszustowi podatkowemu, kłamcy pseudomagistrowi itd, szkoda mi czasu na dalsze przypominanie jego chorych goleni, wsiadania przez bagażnik do auta, szyderstwo wraz z Siwcem z papieża Jana Pawła II, skandalicznego zachowania na cmentarzu katyńskim, etc, etc, czy pomroczności jasnej poprzedniego "Bolka".
Słowa "Spieprzaj dziadu" wypowiedziane zostały nie przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, a kandydata na prezydenta Warszawy, profesora Lecha Kaczyńskiego kilka lat wczesniej, zanim prezydentem RP został. W kontekście napastliwych zaczepek Lecha Kaczyńskiego przez ludzi, którzy już swoją odpowiedź dostali, a wobec bezczelnego atakowania, profesor Lech Kaczyński, miał prawo w te słowa się odezwać. O czym informuje m.in. Wikipedia.
Z pierwszego akapitu tekstu Pana Redaktora w Strzelcu Opolskim wynika co innego, a mianowicie, że to członkowie aktualnego rządu wyzywają się tymi niecenzuralnymi słowy, ale Pan Karol znajduje pretekst, by skrytykować prezydenta RP, że się w tej sprawie nie wypowiada.
No, jeszcze tego brakuje, żeby Pałac Prezydencki wypowiadał się w sprawie każdej wypowiedzi członków rządu. Tego rządu, który poza szukaniem pretekstu, aby przywalić poprzedniej ekipie i jak ponownie oszukać wyborców, aby wybrali ich na następną kadencję, na dobrą sprawę nic dobrego dla Narodu jeszcze nie zrobił.
I oczywiście wniosek z tego taki, że wszystkiemu, co się od półtora roku w Polsce, gdy świeci słońce Peru, dzieje lub nie dzieje, to tak czy owak, winne są kaczory, prawda Panie Karolu?
Dla porządku i przypomnienia, oto tekst z Wikipedii:
Spieprzaj, dziadu! – słowa wypowiedziane przez Lecha Kaczyńskiego tuż po spotkaniu wyborczym na warszawskiej Pradze Północ w 2002 (przed 2. turą wyborów prezydenta miasta stołecznego Warszawy). Pełna wersja wypowiedzi ówczesnego kandydata na prezydenta m.st. Warszawy brzmiała: "Panie, spieprzaj Pan! Spieprzaj, dziadu!" ("Rzeczpospolita", 5 listopada 2002).
Słowa "spieprzaj, dziadu" zostały wypowiedziane przy wsiadaniu do samochodu i zakończyły kilkukrotne próby uciszenia uczestnika spotkania, który po jego zakończeniu zarzucał Lechowi Kaczyńskiemu, że politycy uciekają z partii do partii "jak szczury". W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" w dwa dni po zajściu Lech Kaczyński wyjaśniał:
Polityk też ma prawo do obrony godności. Pierwszą serię obelg wytrzymałem, dopiero przy drugiej powiedziałem twardo, ale jak na praską ulicę łagodnie, żeby sobie poszedł[1].
Część mediów oraz polityków komentujących to zajście opisywała je tak, jakby Kaczyński bez przyczyny zaatakował "bezbronnego wyborcę" – (B. Socha, Samoobrona), "mężczyzn z reklamówkami" (IDG), "kilku jegomościów z plastikowymi reklamówkami"[2] ("Gazeta Wyborcza") czy też "pijaczka, który zadawał mu nachalnie jakieś pytania"[3].