Smolensk-2010.pl CHCEMY PRAWDY O ZAMACHU NA PREZYDENTA

Dariusz Ratajczak. DOKUMENTY

Tutaj będą książki Dariusza Ratajczaka
oraz
różne teksty publikowane w różnych miejscach.


http://www.bibula.com/?p=42543

Wspomnienie o śp. dr Dariuszu Ratajczaku – Zbigniew Rutkowski



>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
Szlachtowanie generała Zagórskiego

MOTTO: Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna. Tą rzeczą jest honor.

Józef Beck, Sejm RP, 5 maja 1939


Zdaję sobie sprawę, że wyrażanie negatywnych opinii o Józefie Piłsudskim w sierpniu ( rocznica Bitwy Warszawskiej) i listopadzie ( rocznica 1918 r.) uważane jest za wysoce niestosowne ( już na pewno w kręgach miłościwie nam panującej neo-piłsudczyzny, czyli V Brygady). Postanowiłem przeto w tzw. międzyczasie przypomnieć, a nawet skomentować słynną- dzisiaj wstydliwie chowaną pod sukno- sprawę generała Włodzimierza Zagórskiego.
Przed wybuchem I wojny światowej Zagórski był prominentnym oficerem II Oddziału Sztabu Generalnego w Wiedniu. Odpowiadał za kierunek rosyjski, to znaczy podlegały mu odpowiednie wysunięte ekspozytury wywiadowcze (Hauptkundschaftstellen) w Krakowie, Przemyślu oraz Lwowie, które z kolei zatrudniały sieć agentów, w tym samego Piłsudskiego. Ja wiem, nawet dzisiejsi apologeci marszałka ( vide: dr Ryszard Świętek , „ Lodowa ściana”) , idąc zresztą- bo inaczej nie można- śladem autorów PRL-owskich ( Zbigniew Cieślikowski, Jerzy Rawicz) i emigracyjnych ( Jędrzej Giertych), potwierdzają fakt współpracy tegoż z wywiadem wojskowym Austro-Węgier ( w tym branie pieniędzy), ale rozgrzeszają takie praktyki, gdyż służyć miały one walce o niepodległą Polskę. Zapominają wszelako, że jak napisał prof. Maciej Giertych: Wywiady płacą agentom, bo są im przydatne ich usługi. Gdyby nie były przydatne- nie płaciłyby (Opoka, nr 25, luty 1998). Co więcej, płacą, a czasami, w ramach handelku, wymieniają się informacjami z wywiadami nawet wrogich państw. Nie dałbym głowy, że Austriacy incydentalnie podrzucali Rosjanom jakieś papiery dotyczące np. warszawskich struktur PPS. Strasznie śmierdząca sprawa, ale kto raz z wywiadem zaczyna, ten w g**** wchodzi.

Zagórski osobiście poznał Piłsudskiego dopiero po wybuchu wojny, gdy został z ramienia Austriaków szefem sztabu Komendy Legionów, czyli de facto przełożonym skromnego brygadiera. Panowie znienawidzili się. Uczucie to przeniosło się na I połowę lat dwudziestych z jednego podstawowego powodu: Zagórski nie wyzbył się pamięci, jak inni polscy oficerowie z dawnej armii austro-węgierskiej. Wiedział o Piłsudskim dużo, za dużo, a Marszałek- o czym milczą jego wielbiciele, chciał o niekoniecznie chlubnej przeszłości zapomnieć. Dlatego już jesienią 1925 r. mobilizuje przeciwko utalentowanemu organizatorowi polskiego lotnictwa opinię publiczną, wikłającą go w aferę Frankopolu ( kompletna, ale nośna społecznie bzdura), czy oskarżającą o brak patriotyzmu w latach Wielkiej Wojny. W tym wypadku ogarem okazał się, podług celnego określenia Stanisława Cata- Mackiewicza, nieuk o psychologii łobuza , frazes pozbawiony wszelkiej treści, czyli Wojciech Stpiczyński- nie bez kozery twórca nic nie znaczącego hasła sanacja. Oczywiście nienawiść wzrośnie, gdy w maju 1926 r. Zagórski- szef Departamentu Lotnictwa- stanie po stronie prawowitych władz Rzeczypospolitej, broniąc Warszawy przed rebeliantami.
Zagórski został aresztowany przez zwycięskich buntowników w Wilanowie w dniu 16 maja 1926 r. Po kilku dniach, wraz z innymi generałami ( m.in. właściwym zwycięzcą Bitwy Warszawskiej- Tadeuszem Rozwadowskim) przewieziono go do więzienia na wileńskim przedmieściu Antokol. Siedział tam do sierpnia roku następnego. To wiemy na pewno.

GDZIE JEST GENERAŁ? ( WERSJA REŻIMOWA)

Podług oficjalnej wersji Zagórskiego zwolniono z aresztu w Wilnie 6 sierpnia 1927 r. Generał w towarzystwie żandarmów przyjechał pociągiem do Warszawy i prosto z dworca kazał się zawieść autem do… Łaźni Fajansa na Krakowskim Przedmieściu. Pożegnał się z obstawą i … wyparował- najpewniej uciekł, czyli zdezerterował z wojska. Później uzupełniano ją o inne elementy, np. oświadczenie niejakiego Dawida Erdkracha ( homoseksualisty, oszusta i podwójnego szpiega; już niewiadomo od kogo dostał czapę podczas II wojny światowej), że ten widywał go dość często w wiedeńskich kawiarniach. Sanacyjna propaganda nie popisała się: wszystko to było prymitywne, naciągane i nielogiczne.

GDZIE JEST GENERAŁ? ( WERSJA NIEOFICJALNA)

Przedstawiona poniżej wersja generalnie , przynajmniej w moim odczuciu, odpowiada prawdzie. Rzecz jasna pewnych szczegółów nie da się już jednoznacznie ustalić. Podaję ją w oparciu o źródło, które ujawnię każdemu, kto o to poprosi. A zatem, co się stało z nieszczęsnym generałem?
Przede wszystkim powróćmy do antokolskiego więzienia. W przeciwieństwie do innych uwięzionych generałów przechodzących rodzaj załamania psychicznego lub też podupadających gwałtownie na zdrowiu ( Rozwadowski), Zagórski jest w dobrej formie. Odgraża się, że ujawni kompromitujące papiery z przeszłości, że jego uwięzienie to skandal itd. Słowem- nie daje się zmiękczyć. W nocy z 5/ 6 sierpnia , na podstawie pisemnego rozkazu, zabierają go z kazamatów kapitanowie Miładowski i Myśliszewski ( w asyście żandarmów). Wcześniej ubierają w cywilne ubranie, w tym umyślnie za duży kapelusz. Wszyscy podążają na dworzec. Zagórski podróżuje do Warszawy w szczelnie zasłoniętym przedziale pociągu. W stolicy na peronie dodatkowo czekają ( w cywilu!) kapitanowie Płaskowski, były szef Oddziału II z D.O.K. Grodno, Włoskowicz oraz organizator ówczesnego „Strzelca”, słynny Łokietek. Dworzec pustoszeje, piłsudczycy prowadzą generała do czekających w pobliżu aut. Jedno z nich miało numer rejestracyjny W-6141. Zapisał go jakiś kolejarz.
Początkowo uwolnionego więźnia zawieziono do Walerego Sławka na ulicę Chopina 1. Zagórski znał przyszłego prezesa BBWR z działalności szpiegowskiej na rzecz Austro-Węgier pod pseudonimem Stefan Pierwszy ( Stefanem Drugim był sam Piłsudski: panowie brali pieniądze w HK-Stelle Krakau), miał odpowiednie raporty, kwity itd. Teraz Sławek zaklina go, by je wydał, a Piłsudski wszystko wybaczy. Generał w ostrych słowach odmawia. Wtedy Sławek przekazuje ofiarę osławionemu majorowi Zygmuntowi Wendzie ( wtedy szefowi ochrony Piłsudskiego, po wybuchu wojny kierownikowi Obozu Zjednoczenia Narodowego)- dla zmiękczenia uporu. Ten przewozi nieszczęśnika do lokalu Strzelca przy ulicy Dobrej 2.
Na Dobrej oprawcy związują Zagórskiemu ręce na plecach, obrzucają wyzwiskami, biją po twarzy, kopią i okładają szablami- zrazu płazem. Generał nie chce współpracować, zatem przypalają mu skórę papierosami, cygarami oraz kłują sztychem szabli. W torturowaniu Zagórskiego uczestniczyli ( trudno ustalić, kto biernie, a kto czynnie): ppłk. Piątkowski i Józef Beck, major Wenda, kapitanowie Kowalski, Miładowski, Myśliszewski, Płaskowski oraz Łokietek. Na pewno, wbrew pogłoskom, wśród egzekutorów nie było Bolesława Wieniawy- Długoszowskiego. Można mu wierzyć na słowo- niekoniecznie trzeźwe. To był wprawdzie człowiek nie pozbawiony wad, ale niezdolny do takiego świństwa.
Zagórskiego dręczono w ten sposób przez kilka dni. Podczas jednej z tych szczególnych sesji generałowi udało się uwolnić i zdzielić krzesłem dwóch oprawców ( trafili do szpitala). Wersja, tym razem niepotwierdzona, głosi, że w wynikłym zamieszaniu ofiara podbiegła do samego Piłsudskiego ( a dyktator dyskretnie nocą odwiedził lub odwiedzał lokal Strzelca), policzkując go. Wtedy miał paść rozkaz:skończyć z nim…, niech zabierze swą tajemnicę do grobu. Jak było w tym konkretnym momencie- trudno powiedzieć, faktem natomiast jest, że śmierć Zagórskiego była straszna, rzeźnicza. Były dowódca lotnictwa został dosłownie rozsiekany szablami- do tego stopnia, iż ręce, którymi zasłaniał głowę wisiały na rękawach. Konającego dobił z pistoletu- strzał w tył głowy- major Wenda? Beck? Któryś z kapitanów?. Zmasakrowane zwłoki najpierw przewieziono do Fortu Legionów przy szosie Grójeckiej, a następnej nocy do Wilanowa, gdzie zaszyte w worek obciążony kamieniami rzucono do Wisły.
W ten nieskomplikowany sposób uratowano honor ludzi walczących o wyśnioną, niepodległą Ojczyznę…

DARIUSZ RATAJCZAK

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Aby zrozumiec co przeżywał Ratajczak w czasie procesu, dobrze jest zapoznać się z dokumentami.
Oto ostatnie słowo Dra Dariusza Ratajczaka, dokument, który wyjaśnia wszystko co miał do powiedzenia i czego nie zawarł w książeczce Tematy Niebezpieczne.


ZALACZNIK DO PROTOKOLU ROZPRAWY Z DNIA 7.12.1999.R.

MOJE OSTATNIE SLOWO


Skladajac niniejszy zalacznik do protokolu rozprawy, czynie tak
dlatego, poniewaz nie posiadam gruntownego doswiadczenia prawniczego,
bronie sie konsekwentnie sam i nie chce doprowadzic do sytuacji, by
ewentualne jakiekolwiek przejezyczenie powodowane naturalnymi emocjami,
nie wplynelo na bledna ocene mojego zamiaru i moich intencji. Jest to tym
bardziej zasadne, gdyz nie moglem powierzyc obrony specjaliscie (nie
mialem na to odpowiednich srodkow) lub tez odmowilo mi obrony srodowisko
opolskie. W tym miejscu moge wyrazic tylko ubolewanie z tego powodu.
Jednoczesnie chcialbym w tym momencie docenic intencje sadu, ktory
zasugerowal ustanowienie dla mnie obrony z urzedu. Uznalem jednak to za
zbedna i niepotrzebna dekoracje do sprawy.

Akt oskarzenia z dnia 31 maja 1999 r. zarzuca mi, iz zaprzeczam zbrodniom nazistowskim popelnionym w okresie II wojny swiatowej na osobach narodowosci zydowskiej poprzez opublikowanie ksiazki "Tematy niebezpieczne", w ktorej rzekomo neguje masowe ludobojstwo Zydow w obozach zaglady w Oswiecimiu i Majdanku. Podbudowujac go, w uzasadnieniu tego aktu pani prokurator cytuje nastepujace fragmenty z podrozdzialu wyzej wymienionej ksiazki zatytulowanego "Rewizjonizm Holocaustu":
"Podsumowujac ten watek mozemy wiec stwierdzic bez popelnienia wiekszego bledu, ze Cyklon b stosowano w obozach do dezynfekcji, nie zas mordowania ludzi (tak wiec slynna byla zwyklym podzialem nowoprzybylych wedlug wieku, plci, stanu zdrowotnego); laznia sluzyla w obozie do kapieli, nie byla miejscem gdzie mordowano ludzi; opowiadania ocalalych wiezniow jakoby widzieli gazowanie ludzi sa bezwartosciowe /.../

Wniosek ostateczny nasuwa sie sam: w obozach ludzie glownie umierali na skutek chorob wynikajacych z niedozywienia, zlych warunkow higienicznych, morderczej pracy, a ciala palono w krematoriach by zapobiec epidemii" - - czym mialem rzekomo wyrazic aprobate dla prezentowanych pogladow ("Tematy niebepieczne", ss. 21-25).
Z natury rzeczy bardzo syntetyczna ocena przedstawionego tekstu pod wzgledem gramatycznym i logicznym prowadzi do wniosku, ze w tekscie brak jest jakiejkolwiek wlasnej mysli autora, a jest to jedynie relacja pogladow tzw. rewizjonistow holocaustu, ktorzy stanowia obiektywna kategorie niektorych historykow Zachodu. Przytoczenie tych pogladow nie moze wiec byc proba interpretacji rozszerzajacej, jakoby byly one identyczne z pogladami wlasnymi autora, natomiast ich prezentacja stanowi jedynie dowod obiektywnej relacji pradow, jakie w naukach historycznych sie pojawiaja.
Nim ustosunkuje sie do bezzasadnych zarzutow, niech wolno mi bedzie ze smutkiem stwierdzic, ze ow akt jest kalka wyjetych z kontekstu cytatow, jakie przedstawilo na uzytek sadu i opinii publicznej Panstwowe Muzeum Oswiecim-Brzezinka, ktore np. pismem dyrektora Jerzego Wroblewskiego z dnia 30. 3. 1999 r. do Rektora UO (z wiadomoscia do prof. W. Kuleszy i prof. M. Handke) stosuje podobny, wysoce nieobiektywny i nieuczciwy chwyt, sugerujac w odpowiednio spreparowanym fragmencie: "Cyklon b byl w czasie wojny stosowany przez Niemcow jako srodek zabijajacy wszy...", ze sa to moje poglady. (patrz: akta sprawy, karta 4-5).
Co wiecej, tej nieslychanej konwencji ulega stojacy na czele Glownej Komisji Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu prof. Witold Kulesza, ktory z kolei w pismie do Prokuratury Okregowej w Opolu z dnia 9 kwietnia, po stwierdzeniu, ze otrzymal powyzsze pismo od Muzeum Oswiecimskiego, zgadza sie, ze zaprzeczalem nazistowskiemu ludobojstwu (akta sprawy, karta 2-3).
Czyni tak na podstawie kilku zmanipulowanych, wyjetych z kontekstu cytatow!
Jest to tym bardziej naganne, ze w swym liscie do Jerzego Wroblewskiego z dnia 8 kwietnia 1999 r. prosi tego drugiego o dostarczenie mu ksiazki mojego autorstwa, poniewaz "NIE DYSPONUJE EGZEMPLARZEM..."
Nie wiem, kiedy go wreszcie otrzymal, ale na pewno nie 9 kwietnia -- a wiec w momencie, gdy slal skarzace mnie pismo do Prokuratury Okregowej, poniewaz jego korespondencja do dyr. Jerzego Wroblewskiego wplynela dopiero do Oswiecimia w dniu 12 kwietnia 1999 r, co wynika z pieczatki Muzeum (akta sprawy, karta 24).
Oto wiec wybitny prawnik, typowany na prezesa Instytutu Pamieci Narodowej, wyrokuje na podstawie kilku wybranych z kontekstu cytatow, bez przeczytania calej ksiazki, na -- mowiac bardzo powszednim jezykiem - - "lapu-capu". Jezeli wiec mamy do czynienia z takim -- delikatnie mowiac -- selektywnym podejsciem do tematu ze strony szanownych muzealnikow i czolowych prawnikow naszego kraju, to coz dopiero powiedziec o czesci dziennikarzy (podkreslam czesci), ktorzy z godna podziwu nonszalancja cytowali wykastrowane fragmenty mojej ksiazki. Dobra ilustracja niech bedzie tutaj p. Jaroslaw Rybak, ktory w dniu 8 kwietnia na lamach "Dnia" epatowal czytelnikow nastepujaca sensacja:
"Cyklon b byl w czasie wojny stosowany przez Niemcow jako srodek zabijajacy wszy."
Jego jednak i czesc dziennikarzy jestem w stanie rozgrzeszyc. Trudniej mi to przychodzi w stosunku do instytucji i osob, ktorych winna cechowac prawna i historyczna wstrzemiezliwosc, umiar, a przede wszystkim obiektywizm.
A jaka w takim razie jest prawda odnoszaca sie do wcale nie najwazniejszego w tej ksiazce tekstu pt. "Rewizjonizm Holocaustu"?
Analizujac go stwierdzam raz jeszcze, ze intencja moja bylo tylko syntetyczne zreferowanie pogladow rewizjonistycznej szkoly historycznej (szerokiego, wielonacyjnego, a nawet wielorasowego srodowiska historykow, socjologow, literaturoznawcow, dziennikarzy) na problem Holocaustu. Srodowiska, ktore jest historyczna i spoleczna rzeczywistoscia. Bez zbednych, propagandowych komentarzy z mojej strony. Przesadzaja o tym nastepujace zwroty, stanowiace element referowania i wstep do przedstawienia cudzych -- nie moich -- pogladow, ktore zostaly skrzetnie pominiete w akcie oskarzenia:
"Nalezaloby wreszcie skrotowo ujac tezy i argumenty, jakimi posluguja sie rewizjonisci Holocaustu. Dla niewtajemniczonych lub takich, ktorzy bez zastrzezen aprobuja oficjalna wersje wydarzen, beda one zapewne rodzajem szoku -- ozdrowienczego, czy wrecz przeciwnie -- nie moje to zmartwienie." (s. 22)
Ostatnia czesc zdania ("NIE MOJE TO ZMARTWIENIE") jest wlasnie forma
ustawienia sie autora ksiazki na pozycji obiektywnego referenta pogladow
innych ludzi.Na tej samej stronie padaja rowniez nastepujace stwierdzenia:
"Uwazaja natomiast... (rewizjonisci -- DR); "Wedlug rewizjonistow...",
a na stronie 23 ponownie;" Rewizjonisci uwazaja..."
A wiec nie autor uwaza, lecz srodowisko rewizjonistyczne, ktorych poglady
referuje.
Natomiast kwestionowany przez prokuratora passus na stronie 24 zaczynajacy sie od slow: " Podsumowujac ten watek..." jest wlasnie syntetycznym podsumowaniem pogladow rewizjonistow. Na tyle syntetycznym, na ile pozwolila mi mizerna objetosc ksiazki pt. "Tematy niebezpieczne". Jest to oczywiste dla ludzi, ktorzy ta ksiazke przeczytali, a przede wszystkim dla studentow historii z Uniwersytetu Opolskiego, czemu niejednokrotnie dali wyraz broniac mojego dobrego imienia na lamach prasy lokalnej i ogolnopolskiej. Mowie o tym dlatego, aby uwypuklic naukowy, moralny i wychowawczy aspekt calej sprawy. Oto bowiem studenci, sluchacze
moich wykladow, ktorym w rzeczonej ksiazce chcialem miedzy innymi przyblizyc pewne tendencje rysujace sie w zachodniej historiografii, z jej trescia zgadzaja sie badz nie zgadzaja. Nigdy jednak nie z glaszaja sugestii, iz ich wykladowca jest tzw. oswiecimskim klamca.
Odpowiedz jest prosta: dlatego, ze jako sluchacze kilku moich wykladow poswieconych historycznemu rewizjonizmowi doskonale wiedza, jaki jest moj rzeczywisty stosunek do problemu, a wiec krytyczny i jednoczesnie bezemocjonalny, utrzymany w konwencji referujacej zagadnienie.
A przeciez ksiazka "Tematy niebezpieczne" to tylko syntetyczne zebranie kilkudziesieciu (daleko nie wszystkich) zagadnien, jakie poruszalem w swej pracy dydaktycznej. Oczywiscie mialem mozliwosc powolania ich w charakterze swiadkow obrony, ale zdecydowanie to odrzucilem wlasnie ze wzgledow wychowawczych.
Tym bardziej nie mogl tego uczynic prokurator, gdyz w tym wypadku akt oskarzenia zaczalby sie szybko sypac jak domek z kart.
Przy okazji dodam rowniez, ze czynione na Opolskim Uniwersytecie proby
urabiania przeciwko mnie mlodziezy spelzly na niczym, a wewnetrzne
sledztwo w mojej sprawie zakonczylo sie kompromitujacym historykow (i nie
tylko) scedowaniem sprawy na rece sadu. Nie bede komentowal tego
wstydliwego watku, gdyz zdaje sobie sprawe, ze wkraczam na delikatny grunt
tego, co nazywamy odwaga cywilna.
Analizujac "Rewizjonizm Holocaustu" musimy rowniez zwrocic uwage na
jeszcze trzy wazne, pomijane watki.
Po pierwsze podrozdzial ten zdecydowanie rozni sie od wielu innych
podrozdzialow " Tematow niebezpiecznych", w ktorych zajmuje jednoznaczne
stanowisko, chociazby poprzez uzywanie zwrotow typu: "UWAZAM, SADZE,
MYSLE" itd.
Po drugie, ksiazka zawiera podrozdzial "Wspolne korzenie", w ktorym
jednoznacznie obwiniam hitlerowcow za ludobojstwo dokonane na Zydach
podczas wojny, piszac na s. 68:
"W obu przypadkach (chodzi o komunizm i faszyzm-DR) praktyczna
konsekwencja byla eksterminacja (klasa niechciana), Zydow (rasa
bezwartosciowa)... Oczywiscie w warunkach jak najbardziej rewolucyjnych,
pozaprawnych, nieludzkich /.../ Faszyzm byl moze w tym wzgledzie (w
teorii) bardziej -- ze uzyje tego slowa -- prostolinijny, komunizm zas
antyhumanizm chowal za pieknie brzmiacymi formulkami. Efekt byl jednak ten
sam: miliony istnien ludzkich zaglodzonych, powieszonych, rozstrzelanych,
zamarznietych w niemieckich lagrach i sowieckich lagrach.."
Bardzo przepraszam, ale czy mamy tu do czynienia z zaprzeczaniem
zbrodniom nazistowskim w rozumieniu art. 55 ustawy o Instytucie Pamieci
Narodowej?.. Czy w takim razie w jednej cieniutkiej ksiazce mozna
jednoczesnie zaprzeczac tym zbrodniom i je potwierdzac?
I po trzecie wreszcie, zdajac sobie sprawe, ze pierwsze wydanie ksiazki
ukazalo sie w sladowym nakladzie 320 egzemplarzy - nie dotarlo wiec do
szerszego czytelnika i przy okazji zostalo zmanipulowane -- oraz, ze
syntetycznosc podrozdzialu "Rewizjonizm Holocaustu" mogla wywolac-
chociaz nie taka byla moja intencja -- pewne pomieszanie pojec (dla mnie
jednak i uwaznych czytelnikow niezrozumiale), w gescie dobrej woli
spowodowalem II wydanie "Tematow niebezpiecznych", ktore ukazalo sie na
rynku we wrzesniu br. w znaczacym nakladzie 30 tysiecy egzemplarzy. We
wstępie do tegoz, na s. 1 napisalem:
"Nie moge zgodzic sie z pogladem, ze w obozach koncentracyjnych (niektorych) na ziemiach polskich nie istnialy komory gazowe. W koncu sa swiadkowie. Natomiast uwazam, ze liczba 6 milionow
Zydow zgladzonych w wyniku niemieckiego bestialstwa (tak, tak – jednoczaca
sie Europo) jest mocno, bardzo mocno zawyzona.
Rewizjonisci Holocaustu (czyli nie: negacjonisci), nierzadko moi
koledzy po fachu, zapewne nie zawsze maja racje, ale naprawde nie jest to
powod, aby oblewac ich substancjami zracymi, represjonowac czy skazywac na
srodowiskowa infamie.
Jezeli natomiast wiekszosc historykow optuje za wersja penalizacyjna
ich wlasnego zawodu i powolania, to mam dla nich mila perspektywe:
"DZISIAJ ONI - JUTRO WY".
Czy powyzsze slowa to zaprzeczanie zbrodniom nazistowskim?
Oczywiscie - nie. Pozostaja one w zgodzie z twierdzeniami oficjalnej
historiografii, ktora w wielu punktach-choc niewielu badaczy sie do tego
przyznaje-rewiduje swoj stosunek do problemu Holocaustu i zarzuca prawdy,
ktore jeszcze kilkadziesiat lat temu uchodzily za niepodwazalne.
Holocaust to na gruncie historiografii ciagle zmieniajace sie wersje tego
tragicznego wydarzenia. Do roku 1960 niemal wszyscy sadzili, ze np. komory
gazowe istnialy w Dachau, Ravensbruck, Bergen- Belsen itd. Bylo wielu
"naocznych swiadkow", ktorzy widzieli funkcjonujace w tych obozach komory,
zapadaly wyroki smierci na tych, ktorzy byli odpowiedzialni za ich
mordercze funkcjonowanie.
I oto nagle pojawil sie Martin Broszat, niemiecki historyk z Instytutu
Historii Najnowszej w Monachium, zreszta wielki przyjaciel Polakow, ktory
oswiadczyl, ze to nieprawda. Swiat historyczny przyznal mu w koncu racje.
Uznal to nawet SZYMON WIESENTHAL w roku 1975.
Dzisiaj juz nikt rozsadny nie powie, ze w tych obozach komory istnialy.
Podobnie jak nikt przy zdrowych myslach nie powie, ze hitlerowcy -
- bezsprzecznie mordercy na wielu innych polach -- produkowali na skale
przemyslowa mydlo z ludzi albo trudnili sie wyrabianiem abazurow ze skory
wiezniow. Nieustannie tez zmienia sie szacunek ofiar Holocaustu, nierzadko
w odniesieniu do poszczegolnych obozow.
Przypomne, ze w roku 1992 dr. F. Piper z Muzeum Oswiecimskiego wydal
ksiazke "Ilu ludzi zginelo w KL Auschwitz" (Oswiecim 1992), w ktorej
obnizyl liczbe ofiar tego obozu z 4 na najwyzej 1,5 miliona. I co? Byli
wiezniowie oskarzyli go o klamstwo (patrz "Gazeta Polska", nr 12 z 1995
r.). Dzisiaj dr Piper sam zabawia sie w lowce "klamcow oswiecimskich",
chociaz obiektywnie sam kiedys musial sie do nich zaliczac.
Zreszta jego ustalenia kwestionuje obecnie inny oficjalny badacz problemu,
sponsorowany przez zydowska Fundacje Klarsfeldow, Jean-Claude Pressac,
ktory z kolei obniza liczbe ofiar w tym obozie do okolo 0,5 miliona.
Prosze zwrocic uwage: w ciagu kilku lat liczba ofiar Oswiecimia spadla
z 4 do 0,5 miliona!
Wezmy wreszcie pod uwage Majdanek. Poczatkowo podawano, ze w obozie tym
zameczono 1,5 miliona ludzi. Pozniej sukcesywnie ta potworna liczba
obnizala sie. Dzisiaj niektorzy historycy, bynajmniej nie rewizjonisci
Holocaustu (choc tak naprawde moim zdaniem sa nimi) przebakuja o 50
tysiacach. Co wiecej zaczynaja mowic, ze gineli oni nie w wyniku masowych
gazowan, a np. rozstrzeliwan.
Chocby na tym przykladzie widac, iz prawo nie nadaza za historiograficznymi nowinkami (przy okazji nadmieniam, ze w bezzasadnym
akcie oskarzenia z 31 maja obok Oswiecimia widnieje rowniez MAJDANEK!).
Albo coz ma sadzic student historii czy naukowiec czytajacy ksiazke jak
najbardziej oficjalnego historyka zydowskiego pochodzenia Daniela
Goldhagena, ktora mozna kupic w kilku opolskich ksiegarniach. Nosi ona
tytul "Gorliwi kaci Hitlera; zwyczajni Niemcy i Holocaust" (Warszawa
1999), a pada w niej bardzo dwuznaczne zdanie :
"Komory gazowe sa symbolem. Jest absurdem sadzic, ze bez komor gazowych
Holocaust by sie nie wydarzyl".
Czyzby wiec oficjalna nauka przygotowywala nas na nowe niespodzianki?
Czyzby po raz kolejny zblizala sie do najbardziej kontrowersyjnych
twierdzen ludzi wykletych, czyli rewizjonistow w rodzaju prof. Roberta
Faurissona, Jurgena Grafa czy nawet Davida Irvinga, ktorzy nie
kwestionujac bynajmniej istnienia tragicznych obozow koncentracyjnych,
poddaja w watpliwosc lub neguja istnienie komor gazowych?
Ale nie idzmy tak daleko, zajrzyjmy do polskiej literatury
wspomnieniowo-przyczynkarskiej. Oto w 128 numerze paryskich Zeszytow
Historycznych wydawanych przez Jerzego Giedroycia (Paryz 1999) ukazuja
sie wspomnienia wieznia Oswiecimia, Jerzego Stadnickiego, pt. "Moj
pamieciowy obraz Oswiecimia " (ss. 3-18),w ktorych padaja szokujace
stwierdzenia: np.
"Chorym (w Brzezince - DR) podawano bialy chleb i delikatna zupe.
Pamietam, jak w czasie procesu b. komendanta Oswiecimia, Hoessa... na
jego slowa, iz wiezniowie otrzymywali w szpitalu mleko - rozlegl sie na
sali smiech. Ale to byla prawda, sam to mleko pilem." (s.5) Albo:
"Praca byla nader rozna" najciezsza "przy regulacji Soly, w wodzie
i blocie. Za to nastepna moja praca...byla wlasciwie obijaniem sie. Gdy
zjawiala sie na horyzoncie wladza kolega-przodownik oznajmial: i ruszalismy sie troche zwawiej". /.../ Chlosta, jako kara
formalna, stosowana byla w tym okresie rzadko..."(autor przebywal w
Oswiecimiu od 1 pazdziernika 1943 do 18 stycznia 1945-DR) - s.6.
I ostatni cytat ze strony 16:
"Oswiecim stal sie rychlo dla komunizmu dogodnym narzedziem propagandy
/.../ Tej propagandzie urzedowej sekundowali nieraz, w najlepszej wierze,
tacy autorzy wspomnien, jak Zofia Kossak-Szczucka, czy Krystyna Zywulska.
Juz sam tytul ksiazki tej ostatniej: , sugerowal, iz
stanowila wyjatek, iz normalnie nie wychodzilo sie stamtad zywym; w
rzeczywistosci, sposrod moich osobistych towarzyszy - wiem konkretnie
o smierci trzech, i to nie w samym Oswiecimiu, lecz w innych obozach".
Autor ponadto stwierdza na s.17-18, ze warunki zycia w Oswiecimiu byly
lepsze niz w innych obozach, w ktorych przebywal.
Pytam sie zatem, czy to juz jest "klamstwo oswiecimskie", czy tez
jeszcze nie jest. Czy sedziwy Jerzy Giedroyc zostanie oskarzony o
zlamanie art. 55 ustawy o IPN, czy tez nie. A jezeli nie zostanie oskarzony
to pytam sie: co to w takim razie jest "klamstwo oswiecimskie"?
A czy w stan oskarzenia zostanie postawiony pan Jan Sobczyk, polski
Zyd, ktory na rece sadu przeslal ksiazke swojego autorstwa pt. "Wycieczka
na Gore Synaj" (Jastrzebie 1999). W ksiazce tej, znajdujacej sie w aktach
sprawy (karty nienumerowane) znajduje sie list tego czlowieka. Czytamy
w nim m. in.:
"Staje w obronie smiertelnego wroga mojej rasy, mojej osoby. Staje
w imie wolnosci kazdego czlowieka do prezentacji pogladow... nie wolno
tlumic swiatopogladu historyka, gdyz kazdy akt ingerencji odbije sie w
tworczosci mlodych historykow... pan Dariusz Ratajczak... ma niespotykana
u innych historykow odwage /.../ ... "juz ma wyrok smierci cywilnej w
kieszeni... Bardzo mi go zal. Zwyczajnie; cenie odwage cywilna historyka".

Tyle laurka, o ktora nie zabiegalem, pod moim adresem. Wazniejszy jest
jednak inny fragment listu:
"Tadeusz Borowski (wiezien Oswiecimia i Dachau, autor m.in. " Kamiennego
swiatu" - DR) zginal przyduszony nad palnikiem gazu we wlasnym mieszkaniu,
poniewaz widzial pewne rzeczy i z mlodziencza beztroska zaczal mowic
(mowil przy wodce w hotelu "Polonia" w Warszawie). Mowil o 10 wieczorem,
a rano juz nie zyl. Niebawem zmarl ten do ktorego mowil..."
Co sugeruje Jan Stobczyk? Pozostawiam to -- jak wszystkie poprzednie
cytaty -- bez komentarza.
Oswiadczam raz jeszcze, ze jestem niewinny. Moja intencja bylo jedynie
obiektywne zreferowanie kontrowersyjnych pogladow pewnego srodowiska
historycznego i to na podstawie ogolnodostepnych zrodel. Absolutnie nie
pozostaje to w sprzecznosci z art. 55 Ustawy o IPN i z Konstytucja
Rzeczypospolitej oraz z moja zawodowa powinnoscia.
Jezeli natomiast bedziemy rozstrzygali problem klamstwa i prawdy
(niekoniecznie zreszta w historii) to miejmy na uwadze celne slowa
wypowiedziane przez wartego w tym jednym momencie zacytowania ksiedza
Jozefa Tischnera :
"W kazdym falszerstwie kryje sie jednak jakis okruch prawdy. Czasem jest
to prawda gotowa jasna i wyrazna, wrecz oczywista, czasem jest to tylko
perspektywa wiodaca ku prawdzie, obiecujaca prawde i necaca nia."
Podstawowa funkcja nauki jest szukanie prawdy, a uczciwy naukowiec nie
moze kamuflowac faktow, ktore w poszczegolnych dziedzinach nauki
wystepuja, a ktorych zatajenie stanowi istotne naruszenie etyki zawodu.
Nie moga bowiem mlodzi Polacy -- zwlaszcza studenci historii -
- wchodzic do harmonijnej Europy Ojczyzn i nie wiedziec o tym ze istnieja
pewne kontrowersyjne poglady historyczne, by nie doznac szoku i wyzbyc sie
przez to mozliwosci odparcia zarzutow i faktow ze wzgledu na brak wiedzy.
Nie posiadam przygotowania prawniczego, jednak w slad za profesorem
Uniwersytetu Jagielonskiego, Kazimierzem Buchala ("Prawo karne materialne,
Warszawa 1980, s. 336) podaje prawna definicje zamiaru:
"Istota zamiaru jest swiadome ukierunkowanie aktywnosci na realizacje
czynu odpowiadajacego znamionom czynu zabronionego. Istotnymi elementami
tego zamiaru sa swiadomosc (element intelektualny stanowiacy tresc tego
zamiaru) oraz decyzja dzialania tj. element woluntatywny."
Jest dla mnie oczywiste, ze zarzucany mi czyn nie pozostaje w zadnej
proporcji czy wspolzaleznosci do mojej swiadomosci i woli, boc przeciez
referujac poglady rewizjonistow holocaustu nie przedstawialem zadnych
wlasnych mysli czy twierdzen, skutkiem czego zarzut aktu oskarzenia jest
oczywiscie bezzasadny.
Z prawdziwym ubolewaniem raz jeszcze stwierdzam, ze akt oskarzenia
jest wyraznie proba wybiorczego, gazetowego i wysoce nieobiektywnego
przedstawienia mojej publikacji, a uleganie przez Urzad Prokuratorski
okreslonym mass-mediom wyklucza istote porzadku Panstwa Prawnego, ktore
w demokratycznych warunkach swobody badan naukowych nie moze aprobowac
nadinterpretacji tekstu, ktory w najmniejszym stopniu nie uchybia
obowiazujacemu porzadkowi prawnemu.
Dlatego wnosze o uniewinnienie.

Dr Dariusz Ratajczak /-/

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Naród, który nie istnieje. Naród wymyślony. Chazarowie.

CHAZARSKIM  TROPEM
„Od dawna twierdzę, że historia jako nauka podporządkowana jest  polityce. Szczególnie dotyczy to dziejów najnowszych, ale nie tylko. Również wydarzeniom odleglejszym czasowo, a pisząc dokładniej: niektórym naukowym teoriom, które są z nimi związane, grozi celowe zepchnięcie w otchłań niepamięci. Bo są niewygodne, niepoprawne, wręcz groźne dla możnych tego świata. Jedna z takich teorii, nie pozbawiona kontrowersji, lecz prawdopodobna, dotyczy pochodzenia większości europejskich Żydów, których potomkowie oprócz naszego kontynentu zamieszkują obie Ameryki, Australię oraz  Izrael. W tym ostatnim do dnia dzisiejszego tworzą warstwę rządzącą państwem. Mówiąc wprost, chodzi o etnogenezę Aszkenazyjczyków.

We wczesnych wiekach średnich na euroazjatyckich stepach rozciągających się od Wołgi , Morza Kaspijskiego i Kaukazu pojawiły się bitne plemiona chazarskie. Był to koczowniczy lud turecki ( a raczej turecko-tatarsko- mongolski), który wkrótce częściowo osiadł na roli. W VIII w. Chazarowie tworzyli już dobrze zorganizowany organizm państwowy obejmujący swym zasięgiem Krym i północne obrzeża Morza Czarnego po rzekę Dniestr. Prawdziwe imperium: od Kaukazu po tereny współczesnej Mołdawii! Pośrednicząca w wymianie handlowej między Wschodem i Zachodem Chazaria była rządzona przez chana (kagana), pod władzą którego znajdowały się trzy główne prowincje, siedem zależnych królestw oraz siedem plemion lennych. Wsród lenników plemiennych dominowali Słowianie oraz ludy fińskie.

Pierwotnie Chazarowie byli pogańskimi szamanistami, później zdawało się, że przyjmą islam, ostatecznie jednak przeszli na… judaizm, który stając się religią państwową ogarnął również prosty lud. Stali się „chazarskimi Żydami”, chociaż- nie zapominajmy- w chanacie mieszkali również „Żydzi-semici” uciekający przed władzą Bizancjum i muzułmanami. Przybywający wraz z nimi rabini stali się duchowymi przewodnikami Chazarów. Świadczą o tym chociażby prace wykopaliskowe Murada Magomedowa w Belendjerze i Semenderze (dawnych chazarskich miastach nad Morzem Kaspijskim). Uczony ten odkrył nie tylko groby chanów, ale i symbol ich władzy: sześcioramienną gwiazdę.
Zjudaizowani Chazarowie, dominujący oczywiście liczebnie nad semickimi uciekinierami, stanowili groźnych przeciwników dla swych sąsiadów. Wojowali z Bizancjum, przedsiębrali łupieżcze, wyjątkowo okrutne wyprawy na tereny czysto słowiańskie. Echa tych eskapad długo jeszcze pobrzmiewały w ruskich i rosyjskich legendach. Wspominały one o pełnych dramatyzmu bojach z „Wielkim Żydowinem”. Nie mógł być nim z oczywistych względów „Żyd-semita”, lecz chazarski konwertyta. Być może późniejszy niechętny stosunek  wielu Rosjan i innych wschodnich Słowian do Żydów był następstwem utrwalonych w ludowej pamięci wydarzeń sprzed ponad 1000 lat. Wszak w historii nic się nie dzieje bez przyczyny.
Etniczne skutki budzących grozę rajdów były oczywiste. Pojmanych mężczyzn napastnicy sprzedawali w niewolę, natomiast Słowianki stawały się chazarskimi nałożnicami lub- po przejściu na judaizm- żonami. Tłumaczyłoby to współczesny antropologiczny obraz  potomków europejskich Żydów, wśród których nie dominuje typ semicki (jego cechy są co najwyżej w niektórych przypadkach mniej lub bardziej wyeksponowane) a turecko-tatarsko- słowiański.

Sprawa zasadnicza: co się stało ze zjudaizowanymi Chazarami? Czy tak silne, żywotne plemię mogło   rozpłynąć się we mgle ? Cóż, w II połowie X w., mniej więcej w czasach chrztu Polski, państwo chazarskie zostalo rozbite przez księcia  kijowskiego Światosława. Tytułem rewanżu Słowianie popędzili wielu Chazarów na Ruś . Reszta dołączyła do współbraci później, uciekając przed hordami Czyngis Chana na ziemie polskie, rusko-litewskie, węgierskie i dalej . W ten sposób stali się europejskimi Żydami. Jest rzeczą otwartą jak długo zachowali niektóre obyczaje chazarskie, czy ogólniej świadomość swego pochodzenia. Albo jak mocno utrwalił się w nich żal lub wręcz nienawiść do sprawców upadku Chazarii.Czy były to uczucia stałe, podświadomie rzutujące na ich stosunek do sukcesora Rusi Kijowskiej aż do czasów współczesnych? Ciekawe pytanie, ale nie śmiem na nie odpowiedzieć.
Wersja o chazarskim pochodzeniu europejskich Żydów  (Aszkenazyjczyków) ma swoich zwolenników. Przede wszystkim od dawna skłaniało się ku niej wielu uczonych i publicystów rosyjskich.Na Zachodzie natomiast przetarł jej drogę nie kto inny jak Artur Koestler. Autor „ Ciemności w południe” napisał był prawie 30 lat temu ksiażkę „ The thirteenth Tribe: The Khazar Empire and Its Heritage”, w której udowadniał, że Chazarowie byli antenatami Aszkenazyjczyków, czyli stali u źródeł europejskiego żydostwa. Wspierał tym samym wcześniejsze ustalenia mieszkańca Izraela Natana M. Pollocka. Ten tłumacz naukowych tekstów i korektor w firmie wydawniczej poświęcił 40 lat życia na udowodnienie tezy, że 6 z 10 żydowskich mieszkańców Izraela i 9 z 10 Żydów mieszkających w Europie i obu Amerykach ma korzenie chazarskie, a nie semickie. Jako ciekawostkę podam, że według ustaleń Pollocka nazwiska: Halperin, Alpert, Halpern, Galpern itd.- tak częste wsród europejskich Żydów- świadczą o chazarskim rodowodzie ich nosicieli (np. „Alper” w języku chazarskim oznacza „śmiałego rycerza”; miano to chan przyznawał szczególnie wybijającym się wojownikom). Podobnież: Kaplan, Caplon, Koppel itd. („Kaplan” oznacza „dzikiego jastrzębia”) oraz- co oczywiste- Kogan, Kagan, Kaganowicz.
We wrześniu 1966 r. Pollock postanowił oficjalnie uczcić 1000-lecie żydowsko-chazarskiego przymierza. Nie zgodziły się na to izraelskie władze między innymi dlatego, że teorię o chazarskim, to jest nie palestyńskim, pochodzeniu europejskich Żydów podjęli Arabowie. Naprawdę nikogo z oficjeli nie obchodziło, czy Pollock ma rację czy też mija się z prawdą. Po raz kolejny polityka nie pozwoliła historii wybić się na niepodległość.

A tak przy okazji: ciekawe, co by napisali publicyści „Gazety Wyborczej” gdyby okazało się, że rzekomi polscy antysemici są w istocie nieszkodliwymi anty-Chazarami?!”
Ś.p. DARIUSZ  RATAJCZAK